Chłodne styczniowe popołudnie, za oknem śnieg z deszczem, biegający chłopczyk z sankami, młoda kobieta czyszcząca samochód ze śniegu. Typowy widok. Jestem umówiona na
trzecią i odliczam minuty do końca lekcji. Zwolniłam się z dwóch ostatnich zajęć, aby mieć pewność, że się nie spóźnię. Szybko bez żadnego oglądania się
poszłam do parku. Mijałam bardzo dobrze znane mi już ulice i budynki. Niby nic wielkiego, ale zawsze przyglądam się im z wielkim zaciekawieniem.
Byłam już przed pomnikiem, w parku nie było wielu osób, jest naprawdę zimno więc w sumie się nie dziwie. Zaczęłam przeskakiwać z nogi na nogę, aby nie zamarznąć. To podobno pomaga, aczkolwiek na razie nie czuje rezultatów. Nie lubię zimy, deszczu ani nic z tym powiązanego. Kojarzy mi się to tylko ze smutkiem, płaczem, nawet ze śmiercią.
Odwracałam się i tylko bluźniłam w myślach, nienawidzę jak ktoś się spóźnia, a była już za dwadzieścia czwarta. Gdyby nie to, że te spotkanie jest tak ważne już dawno bym zrezygnowała z czekania. Nie widzę żadnego sensu w poświęcaniu swojego czasu na kogoś, kto tego nie docenia, ale to całkiem inna sytuacja, całkiem inne priorytety. Zaczęłam chuchać w dłonie i ocierać je o siebie, aby mi przypadkiem nie odpadły.
Spojrzałam po raz kolejny w lewo i gdy tylko osoba, z która byłam umówiona była zaledwie metr ode mnie zaczęłam do niej mówić z wyrzutem.
-Wcale nie jest już czterdzieści pięć minut po czasie, wcale nie zamarzam.-odwróciłam się
i zaczęłam iść powoli w bardziej ustronne miejsce w parku.
-Wybacz, zazwyczaj to ty się spóźniasz- prychną -masz to?- rozejrzawszy się czy nikt na nas nie patrzy wyjęłam z torebki granatową teczkę oraz mały kuferek. Wręczyłam to zakapturzonej osobie, po czym odebrałam kopertę z gotówką.
-Mam nadzieje, że to koniec.- usłyszałam tylko śmiech. Zmarszczyłam brwi czekając na jakiekolwiek słowo.
-Koniec słońce, jeżeli przysięgasz, że nikt się o tym nie dowie.
Przegryzłam wnętrze policzka i z trudem odparłam ciche PRZYSIĘGAM.
Byłam już przed pomnikiem, w parku nie było wielu osób, jest naprawdę zimno więc w sumie się nie dziwie. Zaczęłam przeskakiwać z nogi na nogę, aby nie zamarznąć. To podobno pomaga, aczkolwiek na razie nie czuje rezultatów. Nie lubię zimy, deszczu ani nic z tym powiązanego. Kojarzy mi się to tylko ze smutkiem, płaczem, nawet ze śmiercią.
Odwracałam się i tylko bluźniłam w myślach, nienawidzę jak ktoś się spóźnia, a była już za dwadzieścia czwarta. Gdyby nie to, że te spotkanie jest tak ważne już dawno bym zrezygnowała z czekania. Nie widzę żadnego sensu w poświęcaniu swojego czasu na kogoś, kto tego nie docenia, ale to całkiem inna sytuacja, całkiem inne priorytety. Zaczęłam chuchać w dłonie i ocierać je o siebie, aby mi przypadkiem nie odpadły.
Spojrzałam po raz kolejny w lewo i gdy tylko osoba, z która byłam umówiona była zaledwie metr ode mnie zaczęłam do niej mówić z wyrzutem.
-Wcale nie jest już czterdzieści pięć minut po czasie, wcale nie zamarzam.-odwróciłam się
i zaczęłam iść powoli w bardziej ustronne miejsce w parku.
-Wybacz, zazwyczaj to ty się spóźniasz- prychną -masz to?- rozejrzawszy się czy nikt na nas nie patrzy wyjęłam z torebki granatową teczkę oraz mały kuferek. Wręczyłam to zakapturzonej osobie, po czym odebrałam kopertę z gotówką.
-Mam nadzieje, że to koniec.- usłyszałam tylko śmiech. Zmarszczyłam brwi czekając na jakiekolwiek słowo.
-Koniec słońce, jeżeli przysięgasz, że nikt się o tym nie dowie.
Przegryzłam wnętrze policzka i z trudem odparłam ciche PRZYSIĘGAM.